środa, 22 lipca 2015

She gotta stay!


6 miesięcy później

Jechałam Av.Diagonal zasłuchana w ukochaną muzykę a promienie barcelońskiego słońca piesciły moja skórę przez odkryty dach. Nareszcie w domu, myslałam szczęsliwa, nareszcie zobaczę moją kochaną Mię, wrócę do pracy i zacznę żyć. Ostatnie pół roku poswięciłam w całosci mamie. Wyjechałaysmy do osrodka w San Fernando by jej pomóc a terapia okazała się pomocna również mi. Pogodziłam się z ojcem, wybaczyłam mu, to był przełom, który pozwolił mi opuscić osrodek. Moja mama została w San Fernando z powodu pewnego przystojnego Federica. Mezczyzna w srednim wieku z sercem na dłoni. Serce mi rosło kiedy patrzyłam jak iskierki radosci zaczynają żyć w oczach mojej mamy. Zasłużyła na szczescie jak nikt inny.
Dzięki wpływom mojego ojca udało mi się zachować posadę w firmie i mogłam bez przeszkód wrócić do pracy ale dzis był piątek i zamierzałam zrobić niespodziankę przyjaciółce. Biedna nawet nie podejrzewa, kto ją przywita pod jej biurem kiedy będzie wychodziła z pracy. Cieszyłam się jak dziecko.
Zaparkowałam auto i radosnym krokiem pomaszerowałam do recepcji. Była 15 i Mia zaraz powinna pojawić się w drzwiach windy. Jak pomyslałam tak się i stało. Szczupła pieknosć wyszła z windy a na mój widok zaczeła piszczeć jak nastolatka budząć poruszenie na całym parterze.
- Boże Melka, moja kochana, co Ty tutaj robisz?! Ale niespodzianka- piszczała rzucając mi się w ramiona. Smiałam sie przez łzy
- Wróciłam do domu- rzekłam radosnie a ona gotowa była mnie udusic w tej euforii
- Cudownie! Mamy cały weekend by się soba nacieszyć i bys mi wszystko opowiedziała. Chodz jedziemy do domu- szerpneła mnie w stronę drzwi i chwile pozniej juz jechałysmy do jej mieszkania. Jak się zdązyłam dowiedziec Mia nadal była z Bartrą a ich związek nabierał tempa. Bardzo się cieszyłam jej szczęsciem. Po drodze kupiłysmy dwie butelki szampana a Mia dzwoniła do znajomych bo jak sama mówi, moj powrot nie moze obyc się bez imprezy. Tak wiec plany na wieczor juz były- Opium i duzo tańca, drinków, radosci.
Popołudnie szybko mineło na plotkach i kiedy nastał czas imprezy odstawione od stóp po głowę wychodziłysmy już do czekającej na nas taksówki.
Pod clubem panowal tłok ale nikt nie mogl wejsc bo Jo na wiesc o moim powrocie lokal zamknal. Impreza byla zamknięta, tylko dla zaproszonych.
-Melka!- rozległ się krzyk Jo, który szybko szedł w moją stronę z rozłozynymi ramionami. -nareszcie wrocilas, juz myslalem,ze nas opuscilas-rzekl mi wzruszony. Kocham moich przyjaciol za ta szczera milosc do mnie, nigdy mnie nie zawiedli,zawsze byli gotowi o mnie walczyc.teraz doceniam to podwojnie. Jo ujal mnie pod reke i wprowadzil do clubu. Mia szla obok radosna jak skowronek
-Mela musze Cie uprzedzic- probowala mi cos powiedziec na ucho ale nie zdazyla bo juz od progu zgromadzeni znajomi rzucili sie na mnie z usciskami. Wsrod nich byl Marc i chlopaki z druzyny. Kiedy juz wszystkich wysciskalam i czulam,ze ramiona mi odpadną Mia ponownie sprobowala mi cos powiedziec. Odciagneła mnie na bok
-Melka musze Ci uprzedzic,że cała druzyna dzis tu bedzie- powiedziała ze strachem w oczach
- No wiem, widzę przecież- nie rozumiełam czym ona się tak denerwuje
- Wszyscy! z dziewczynami- dodała a ja nadal nic nie rozumiałam
- No wiem, widzę- zaczełam się smiac bo jej mina spaniela byla coraz zabawniejsza
- On tez będzie! Z nią- powiedziała cicho i sposcila wzrok. On! O niego się martwiła, on tez będzie. Z dziewczyną? Hmm poczułam ucisk w klatce ale nie pozwoliłam by to zauważyła. Usmiechnalam sie jakby mnie to wogole nie obeszlo
- Mia spokojnie, co było to bylo. Mialam swoja szanse a ona przepadla. Teraz tamta dziewczyna jest dla niego wazna a ja nie bede z tego powodu plakac. Bylo, minelo- staralam sie by moj glos brzmial spokojnie i radosnie. Przyjaciolka zrobila smutna mine ale zaraz mnie przytulila i szepnela
- znajdziesz milosc, ona czeka tuz za rogiem.
Ha dobre sobie, za rogiem?! Byla juz ale ja zignorowalam, mialam szanse byc szczesliwa z Nim ale go odtracilam chociaz wtedy nie wiedzialam co czuje. Dopiero terapia mi to uswiadomila, bylam w nim zakochana ale strach mi nie pozwolil tego dostrzec. Kopnelam ta milosc prosto w serce jak to kiedys zrobil moj ojciec. Dobrze, ze Neymar ma kogos, to znaczy,ze nie cierpi. Gdyby tak bylo na pewno wyrzuty sumienia by mnie zjadly.
Wrocilysmy do gosci i zaczelysmy sie bawic. Ku mojemu zaskoczeniu Neymara nie bylo. A moze byl tylko go nie widzialam a on zwyczajnie mnie ignorowal lub byl zajety swoja dziewczyna? Staralam sie o tym nie myslec. By odgonic te mysli ruszylam na parkiet. Taniec byl najlepszym lekarstwem na wszystko. Bujając sie w rytm muzyki zapomnialam o wszystkim co mnie otacza,zamknelam oczy, bylam tylko ja i muzyka. Uwielbialam ten stan, to w trakcie niego wyrywalam najlepsze kąski na jedna noc. Ale nie dzis, juz nigdy, teraz jest tylko radosc z muzyki.
Niesiona muzyką poczulam jak ktos obejmuje moja talię. Otworzyłam błyskawicznie oczy i odwrocilam sie gwaltownie. Swiat stanal a czas cofnal sie o pol roku. Patrzylam w te brazowo zielone oczy i poczulam suchosc w ustach. Patrzyl sie na mnie a w oczach nadal mial radosne iskierki. Nic nie mowil tylko sie usmiechal. Muzyka grala a ja stalam jak slup soli. Poczulam jak bierze mnie za dlonie i kladzie sobie na ramionach
- zatancz ze mna- szepnal mi do ucha i polozyl swoje dlonie na mojej tali. Czulam ta magie, ktora byla miedzy nami od pierwszej nocy, serce bilo mi jak oszalale, jego zapach oduzal. Zamknelam oczu a on przycisnal mnie mocno do siebie. Nasze ciala nadal idealnie do siebie pasowaly, jak stworzone dla siebie, bylismy jak elementy ukladanki. Zatracilam sie w tej chwili i chcialam by trwala jak najdluzej. To nic, ze rozstalismy sie w gniewie,ze go zostawilam, ze teraz ma kogos...czekaj! Przeciez on ma dziewczyne a ja tu z nim jakies tance odprawiam. Odskoczylam jak poparzona na metr i spojrzalam na niego. Byl zaskoczona.
- Neymar milo Cie widziec- powiedzialam bo nic madrzejszego nie przyszlo mi do glowy. Usmiechnal się
- Ciebie tez, nadal piekna - powiedzial zmyslowo i ponownie chcial ujac moje dlonie ale mu nie pozwolilam
- Dziekuje. Slyszalam,ze nie bedziesz sam, gdzie twoja partnerka? - wypalilam by sprowadzic go na ziemie. Nie zamierzalam odstawiac godowego tanca w obecnosci jakiejs dziewczyny, ktora teraz byla jego. Neymar zastygl a w jego oczach dostrzeglam chlod
- jestem sam - powiedzial chlodno. Poczulam ulge ale musze pamietac ze moja szansa minela, on nalezal do innej
- a gdzie masz dziewczynę?- drazylam temat
- hmm nie wiem - odpowiedzial z rozbawieniem zbijajac mnie tym z tropu. Musialam zrobic glupia mine bo sie zasmial i dodal - nie mam dziewczyny. Poscila mnie bokiem tydzien temu. Jestes pierwsza ktorej o tym mowie- powiedzial dotykajac jednoczesnie mojej twarzy. Jego dotyk byl jak delikatne musniecie wiatru. Zamknelam oczy jakbym wlasnie otrzymala najczulszy gest na swiecie. Neymar ponownie objal mnie w tali i sie przytulił.
- tesknilem - szepnal mi do ucha a ja poczulam jak uspione motyle w moim brzuchu budzą sie znowu na przybycie wiosny.


poniedziałek, 4 maja 2015

El Perdón

Wracając do mamy czułam łzy zbierające mi się w oczach, piekły mnie. Musiałam zjechać na pobocze by się uspokoić. To wszystko zaczynało mnie przerastać, musiałam dać emocjom wypłynąc. Siedziałam w aucie i ryczałam jak małe dziecko. Moja mama była dobrym człowiekiem, nigdy nikogo nie skrzywdziła, nie obraziła, za co więc spotyka ją taki horror? Kochała ojca i ta miłosć ją zniszczyła. Bo miłosć to tylko cierpienie. Bajkę o szczescu wypływającym uszami można włożyć między książki. Fajnie się czyta ale to tylko bajka, z prawdziwym życiem nie ma nic wspólnego.
Po 15 minutach trochę spokojniejsza ponownie włączyłam się do ruchu i pojechałam do domu. Mia z mamą siedziały w salonie patrząc beznamiętnie w ekran telewizora. Na mój wydok obie szeroko się usmiechneły
- Mam lody i film, zrobimy sobie babski wieczór a jutro zastanowimy się co dalej, ok?-próbowałam z całych sił by mój głos brzmiał radosnie ale nie byłam pewna czy uwierzyły w mój udawany entuzjazm.
Cały film na zmianę smiełysmy się i płakałysmy. Celowo wybrałam fabułę ze zwierzętami bo nie narazac mamy na niepotrzebne emocje.

W nocy nie mogłam spać, szukałam pomysłu jak pomóc mamie wygrzebać się z depresji, przecież nie mogłam jej stracić. Przekopałam chyba całe zasoby internetu i 4 miałam już ułożyny plan działania. Najpierw lekarz a poźniej wyjadę z nią gdzies by mogła poczuć,że swiat nie kończy się na mezczyznach. Musiałam jeszcze tylko załatwic wszystko w pracy ale z tym nie bedzie problemu, a jakby co ojciec bedzie musiał się włączyć i już. Niech cos wkoncu zrobi cos dla swojej żony i córki. Z tym planem poszłam się zdrzemnąć już spokojniejsza o jutro.

Ze snu wyrwał mnie dzwięk telefonu. Spojrzałam na zegarek, była 10 a ja ku mojemu zaskoczeniu czułam się wyspana. Sięgnełam po telefon by odczytać sms-a.
Chciałabym się z Toba spotkać, musimy porozmawiać. NJR
Westchnełam ciężko i podniosłam się z łóżka. W domu panowała cisza, zajrzałam do mamy, spała spokojnym snem, to samo Mia. Ogarnełam się, wypiłam kawę pisząc jednoczesnie kartkę dla Mii i mamy i wyszłam z domu. Musiałam załatwić sprawę z piłkarzem. Ruszając autem spod domu wybrałam jego numer. Odebrał niemal natychmiast
- Melania?!
- Tak to ja, słuchaj mam mało czasu a dużo spraw do ogarnięcia wiec powiedz mi gdzie jestes to podjade.
- Jestem na treningu, to znaczy już własciwie skonczyłem, mogę poczekać na ciebie - jego głos był oschły, zły, jakbym rozmawiała z obcym człowiekiem. W sumie nie powinno mnie to dziwic, on mysli,że byłam z innym facetem.
- ok, będę za 10 minut - odpowiedziałam i wcisnełam pedał gazu. Im szybciej to załatwię tym lepiej.

Skręcając na parking przy stadionie treningowym Barcelony widziałam już czekającego Neymara przy aucie a wokół grupę fanów a w zasadzie fanek. Piłkarz cierpliwie rozdawał autografy i pozował do zdjęc będąc przy tym całowanym w policzek. Trochę mu współczułam, nie mógł się nigdzie poczuć swobodnie bo zawsze ktos go rozpoznawał i zaczepiał.
Wysiadłam z auta i spokojnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Ten gdy tylko mnie spostrzegł przeprosił fanki i zaczął szybko isć w moją stronę. Kiedy stalismy już na wprost siebie ten bez słowa wziął moją twarz w dłonie i mocno mnie pocałował. Tak mnie tym zaskoczył,że nie miałam nawet szans zareagować. Jego usta były jak plaster na moją poranioną duszę, z każdym pocałunkiem czułam jak ból ustaje. Boże, co to jest?Co ten chłopak ze mną robi? Kiedy oderwał usta od moich opierając czoło o moje nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Nie mógł zobaczyć mojego rozczarowania,że ten pocałunek był dla mnie za krotki. Nagle usłyszałam jak mówi:
- Nie interesuje mnie co robisz i z kim ale musisz zrozumieć,że ja nie odpuszczę. Jestes jak pierwsze miejsce w Lidze Mistrzów. Wiem,że się boisz ale zrobię wszystko by Ci udowodnić,że Cię nie skrzywdzę. Od tamtej nocy moje serce nie jest moje, rozumiesz? Nie odpuszczę bo wiem,że mam szansę - spojrzał na mnie a w jego oczach była determinacja, był gotowy do walki, nie odpusci. Co mogłam z tym zrobić, jak go przekonać by zrezygnował?Czy to wogóle możliwe?
- Chciałes porozmawiać, więc słucham, o czym?-zapytałam ignorując jego słowa. Moje pytanie wyraźnie go zaskoczyło bo otworzył usta ze zdziwienia. Jego oczy pociemniały
-yyyy nie takiej reakcji się spodziewałem. Wprawdzie wiem,że nie rzucisz się mi zaraz w ramiona wyznając miłosc ale dziewczyno czy Ty słyszałas co powiedziałem? Nie mal powiedziałem,że Cię kocham a Ty to totalnie zignorowałas!- był wyraznie zły
-Ale nie powiedziałes wiec o co tyle hałasu? Znasz moje zdanie, nie powinno Cię to dziwic - syknełam, rozłoscił mnie tymi pretesjami.
- Ok, wiesz co może masz rację. W zasadzie nie wiem kim jestes i kim była ta dziewczyna ktorą poznałem w klubie ale miałem rację, jestes lodowata. Ciepła jestes tylko wtedy kiedy Ty masz na to ochotę. Nie wierzysz,że ktos może kochać i nie krzywdzić, jednak uwierz,że takie rzeczy się zdarzają. Czy ja Cię skrzywdziłem? - był zdenerwowany i mówił podniesionym głosem wzbudzając tym samym zainteresowanie innych z fotografami włącznie ale zdawał się miec to głegoko gdzies - powiedz czy ja Cię skrzywdziłem?!
- Nie możesz mnie skrzywdzić z kilku powodów. Po pierwsze ledwie mnie znasz a po drugie nie kochamy się wiec o czym mówisz wogóle? - jego nastrój udzielił się też mi
- I tu się mylisz, bardzo się mylisz ale nie przekonam Cię bo Ty myslisz,że każdy chce Cię zranic. Nie wiem dlaczego ale ta znajomosc nie ma sensu. Ja Cię nie ranię, za to Ty mnie owszem. Chciałas mi pokazać jak to wygląda? Super. Dzięki za ta lekcję - teraz ja otworzyłam usta zaskoczona, co on mówi?
- proszę bardzo! - zdołałam tylko z siebie wyrzucić i juz się odwracałam w stronę auta kiedy złapał mnie za rękę tym samym zmuszając bym na niego spojrzała
- Możesz nie wierzyć ale zakochałem się w Tobie. Nie chcesz być skrzywdzona ale sama możesz, to twoja taktyka. Rób co chcesz - machnął ręka i odszedł zostawiając mnie stojąca jak słup w szoku. On się zakochał? We mnie? Kiedy?Jak?Dlaczego? Tysiące mysli kłębiło się w mojej głowie. Ja Go skrzywdziłam? Jak? Boże! Kurwa, za co mnie to spotyka? Czułam jak oczy ponownie zaczynają mnie piec sygnalizując nadciągające łzy. Nie! Nie mogłam się tutaj rozpłakać, na oczach wszystkich obserwujących. Szybko pobiegłam do auta i z piskiem opon odjechałam. Zakochałem się w Tobie! Skrzywdziłas mnie! Nie odpuszczę! To nie ma sensu! Jego słowa jak młot walocy o scianę uderzały a łzy strugą spływały mi po policzkach. Miał rację, skrzywdziłam Go. może nie tylko jego. Jak wiele osób przeze mnie cierpiało? Naprawde jestem złym człowiekiem?
Jechałam nie patrząc na znaki ograniczające prędkosć mijajac jak kaskader kolejne auta. Miałam ochotę uciek gdzies daleko i się schować. Może wtedy nikogo bym nie skrzywdziła?
Nie mogę, musze pomóc mamie, ona mnie potrzebuje. Czy ją też skrzywdziłąm?

wtorek, 17 marca 2015

Ya no puedo más

Te kilka godzin na plaży w towarzystwie mojego udawanego chłopaka były niesamowite. Gdyby ktos wczoraj mi powiedział,że  można tak wspaniale spędzić czas z facetem pewnie bym go usmierciła smiechem. Ale teraz...hmmm smiałam się cały czas, nie uciekałam kiedy chciał mnie objąć, prawił komplementy, pytał o mnie, o moje zycie, pasje, był zainteresowany. Sam o sobie teżnie szczędził informacji. Prawdopodobnie wiedziałam teraz więcej niż nie jeden dziennikarz w Hiszpanii. Nie miał łatwo w zyciu ale miał pasję, marzenia i do nich dążył przy wsparciu rodziców i siostry. A póżniej mu odwaliło, sława uderzyła do głowy, zaczął imprezować, spłodził syna, otaczał się dziewczynami na raz bądz na krótką chwilę i otrzymał łatkę kobieciarza, imprezowicza. Jedyne czego nie zaniedłał to piłka i rodzina. W pewnien sposób był mi Go szkoda, sprawiał wrażenie,że ta cała sława dopadła Go za szybko, ilosć pieniędzy jakie zarabiał go pogubiła. Chciał być chłopakiem, który robi to co kocha ale bez tego dodatkowego zamieszania. Niestety realnia były inne.
Nie znałam go ale wydaje mi się,że pod tą maską casanowy był bardzo wrażliwy człowiek. Próbował się ochronić przed ewentualnym zranieniem. O ironio, zupełnie jak ja. I chociaż nasze doswiadczenia były zupełnie inne to bylismy do siebie podobni, oboje ubrani w pancerz ochronny.
- To co jedziemy cos zjesć?- zapytał wyrastając nade mną niemal jak spod ziemi. Pływał a zagubione krople wody spływały po jego prawie nagim ciele. Nie mogłam się skupić patrząc jak z rozczochranej fryzury woda spada mu na tors i kieruje się niżej. Cholera, Melka ocknij się. Bez wzgledu na to jak miły jest ten czas to musisz Go trzymać od siebie z daleka. Nie w trosce o siebie ale o niego. Skrzywdzisz Go bo uciekniesz. Wczesniej czy póżniej zwiejesz chroniąc siebie. I wtedy Go skrzywdzisz. A on jest już wystarczająco poraniony.
- Własnie sobie przypomniałam, że muszę jechać do mamy. Dzwoniła do mnie rano i obecałam że zajrzę do niej - skłamałam chociaż i tak chciałam do niej pojechać. Neymar posmutniał
- ok to może Cię porzucę?- jego głos był smutny. Wybacz Ney ale to dla Twojego dobra, powiedziałam w myslach.
- Dziękuję,ale muszę zabrac cos jeszcze z domu. Najlepiej będzie jak mnie dowieziesz - starałam się by mój głos brzmiał naturalnie. Pokiwał głową na fakt zrozumienia i zaczął zbierać nasze rzeczy. Wracalismy w ciszy. Po wspaniałym czasie na plaży nie było sladu. Kiedy zatrzymał się pod domem ponownie przybrałam maskę i szeroko sie do niego usmiechnełam
- Dziękuję za fajnie spedzony czas - cmoknełam go w polczek i wyskoczyłam z auta nim zdążył cos powiedzieć. Niemal wbiegłam do mieszkania. Co się do cholery ze mną dzieje? Dlaczego chce mi się płakać? Kurwa!
Nie mal zmusiłam się by pojechać do mamy. Miałam tak podły nastrój,że najchętniej zakopałabym się w poscieli. Poza tym wiedziałam,że nastrój mojej matki wcale mi humoru nie poprawi. Parkując przed swoim rodzinnym domem wziełam kilka głębszych oddechów. Musisz być silna, dasz radę. Spojrzałam w lusterko, oczy mi się szkliły do płaczu. Kurwa, nie dam rady. Jeszcze ten dom. Spojrzałam na budynek, który szczęsliwi ludzie nazywają schronieniem. To jak piekło, najgorsze wspomnienia, niewiele tych dobrych. Powinnam Go sprzedać. Siedziałam kilkanascie minut w aucie zanim wkoncu z niego wysiadłam. Serce waliło mi jak młotem a oddech miałam przyspieszony. Zaraz będę miała atak paniki.
Nacisnełam klamkę i drzwi się otworzyły. W srodku panował półmrok. Słyszałam cichy odgłos sprzetu grającego, w kuchni panował bałagan, podobnie był w salonie. Jednak to nie bałagan mnie przeraził. Ilosć butelek po winie i opakowania po lekach...Boże!
-Mamo!- krzyczałam wbiegając do każdego pomieszczenia umierając tysiące razy ze strachu - Mamo!!!!! - wołałam ale przerazliwej ciszy nikt nie przerwał. Wbiegłam na górę otwierając z impetem drzwi sypalni. Boże gdzie ona jest?! Gabinet, sypalnia, łazienka...mój pokój.
-Mamo!- krzyknełam do ciała leżacego na moim łóżku. Łzy leciały mi strumieniem chociaż nawet nie wiedziałam,że płaczę. Szarpnełam ją za ramiona i wtedy otworzyła oczy. Zapach alkoholu, który wypiła wypełnił cały pokój. Była brudna, włosy potargane, zapłakane oczy z resztami maskary.
-Mela?- zapytała cicho i zaczeła płakać tuląc się do mnie jak dziecko. Jej rozpacz łamała mi serce a nienawisc do ojca jeszcze bardziej urosła. Zapłacisz za to, zniszczę Cię, wypowiadałam w myslach postanowienie zemsty tuląc mamę.
-Mamo musimy Cie wykąpać, chodz - pomogłam jej wstać. Była przerażliwie chuda, chwiała się na nogach. Posadziłam ją na toalecie  i pusciłam wodę w wannie.
-Musimy Cię umyć, pomogę ci się rozebrać - sciągnełam z niej brudną sukienkę i resztę ubrań. Była jak dziecko wyrzucone na ulicę, bezbronna, słaba. Kiedy uciadła w wannie na jej twarzy pojawiła się ulga. Powoli umyłam jej plecy i głowę pozwalając by kapiel ją zrelaksowała. Boże a tak niewiele brakowało bym dzis tu się nie pojawiła, mysl ta przyprawiła mnie o dreszcze. Czy jutro by zyła? Była w takim stanie,że wszystko mogło się wydarzyć. Ubrałam ją w czyste ubranie i poscieliłam łóżko zmieniając posciel
- Leże, przyniosę Ci cos do jedzenia. Nie wstawaj!- powiedziałam stanowczo i skierowałam się do drzwi
-Dziękuję córeczko - szepneła.
W kuchni nic nie było więc zadzwoniłam po cos do jedzenia na wynos. Czekając na obiad dla mamy zrobiłam herbatę i jej zaniosłam.
-Mamo musisz pojechać do lekarza. Nie możesz tak życ, nie radzisz sobie - powiedziałam spokojnie zaczynając temat o którym ona nigdy nie chciała słyszeć.
-A po co mam zyć? Moje życie nie ma już sensu - odpowiedziała patrząc na mnie swoimi dużymi granatowymi oczami. Jak to po co? Brychnełam
-Ma sens. Po co masz żyć? Nie chcesz dla siebie to żyj dla mnie. Potrzebuję Cię - powiedziałam trochę za głosno.
-Jestes już dorosła, nie potrzebujesz już mnie
-Potrzebuje mamo, bardzo Cię potrzebuję. Zawsze byłas przy mnie, wspierałas, pomagałac, dbałas o mnie. Potrzebuje Cię mamo- z oczu poleciały mi łzy bezradnosci. Była w beznadziejnym stanie.
-Oj Mela - szepneła i też zaczeła płakać. Jej ból rozrywał mi serce. I to wszystko przez jakiegos kutasa, człowieka którego kochała a ten ją zniszczył. Miłosć, pierdolona miłosć. Prędzej sama strzele sobie w głowe niż ona mnie zniszczy.
Przyjechał obiad. Mama skubneła trochę zupy i usneła. Wychodząc sprawdziłam czy w szafce nocnej nie ma jakis leków a te które znalazłam w sypialni zabrałam.
Stałam na srodku salonu i byłam załamana, bezradna i piekielnie wsciekła. Musiałam cos zacząć robić bo gotowa byłam wsiasc w samochód i pojechać do tego kutasa by go udusic gołymi rekami.
Po trzech godzinach dom przestał przypominać melinę. Zaglądałam do mamy, spała spokojnie.
Sięgnałam po telefon. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Neymara. Nie zamierzałam oddzwaniać. On i jego osoba to przeszłosć. W poniedziałek załatwię to w pracy. Muszę wziąc urlop by zaopiekować się matką. Ale w tej chwili musiałam zadzwonić
-Melka gdzie Ty się podziewasz? - głos Mii był radosny ale zatroskany
- U mamy jestem. Mia potrzebuję pomocy. Nie mogę wyjsc z domu, mama teraz spi. Zrobiłabys mi zakupy?Tutaj nic nie ma- powiedziałam smutno a Mia westchneła
- Znowu jej stan się pogorszył?
- hmm nie wiem czy nie próbowała się zabić. W domu było pełno butelek i fiolek po lekach- oczy mnie znowu piekły
- Moj Boże. Bedę u Ciebie za pół godziny. Zakupy zrobię - powiedziała i bez pożegnania się rozłączyła.
Mia, dziewczyna na którą zawsze mogłam liczyć. Nigdy nie powiedziała,że nie ma czasu. Doskonale znała sytuację, nie raz była swiadkiem tego co się działo kiedy ojciec jeszcze tutaj mieszkał. Moja mame traktowała jak swoją. Zawsze była. Łzy ponownie spłyneły mi po policzkach. Boże i co teraz? Byłam przerazona, sparalizowana strachem. Patrzyłam w okno czekając na przyjaciółkę kiedy zadzwoniła komórka mamy. Odebrałam nieznając numeru ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć osoba po drugiej stronie rozpoczeła swój monolog
- Przestań nas nękać Ty chora psychicznie babo. On odszedł od Ciebie. Daj nam spokój bo Cię zniszczę. Własna córka Cię znienawidzi. To ostatnie ostrzezenie - rzuciła słuchawką a ja cała się trzesłam. Nie mogłam powstrzymać drżenia, telepałam się jak przy ataku epilepsji. Zrobiło mi się nie dobrze i jakims cudem ruszyłam nogami by dobiec do toalety. Torsje opanowały całe moje ciało a ja nadal się trzesłam. Łzy nie przestawały lecieć mi z oczu
-Jezusie drogi Melka co się dzieje- Mia złapała moje włosy odgarniając je z linii ognia. Kiedy nie miałam już czym wymiotować nadal się trzesłam a po wyrazie twarzy przyjaciółki widziałam,że jest przerazona.Obmyłam twarz trzęsącymi rekami.
-Mia zostaniesz z nią? Muszę teraz gdzies pojechać- moje oczy strzelały piorunami. Byłam bliska zamordowania osoby, która zadzwoniła
-Ale co się stało?Cała się trzęsiesz
-Musze pojechac do ojca- powiedziałam twardo i ruszyłam do drzwi. Mia szła za mną
-Tylko nie zrób nic czego bedziesz żałować. Nie warto - powiedziała spokojnie i mocno mnie przytuliła. Ma rację,nie warto zabic tej zdziry ale nie pozwolę by takie sytuacje się powtórzyły. Kochanka mojego ojca rozpoczeła wojnę, w której na starcie jest przegrana. Ze mną nikt nie walczy!
Wsiadłam w auto i z piskiem opon odjechałam. Pedząc przez miasto łamałam wszystkie zasady ruchu drogowego a w głowie miałam słowa jej zdziry "własna córka Cię znienawidzi". haha niedoczekanie. Ja nienawidze tylko jednej osoby, limit wyczerpany.
Zaparkowałam przed dużym jasnym domem. Trawnik równiutko przycięty, jakas rzezba przed domem, równiutki żywopłot. Nie źle się urządził z tą swoją dziwką. Dom był mojego ojca, wiedziałam to bo kupił go jak jeszcze mieszkał z mamą. Planowali sie tu przeprowadzić, mama była taka szczęsliwa.Prychnełam złosliwie. Szłam jak tur, nawet nie pomyslałam by używać dzwonka do drzwi tylko otworzyłam je z hukiem. Stałam w progu kiedy mój ojciec wybiegł wystraszony z jakiegos pokoju
-Melka? Co się stało- haha w jego oczach było przerażenie.
-Gdzie ona jest?-zapytałam wsciekle
-kto?
-ta Twoja kurwa którą posuwasz!- krzyknełam a sylwetka ojca się napieła. Widziałam jak miesnie na jego twarzy się napinają. Wkurzył się czy wyczuł awanturę? Nie przejmowałam sie tym bo oto w progu pojawiła się ona.
-Co to za krzyki?- powiedziała i zamarła na mój widok. Nie znała mnie ale wiedziała kim jestem. Byłam kopią swojego ojca. Ani ojciec ani ona nie zdąrzyli zareagować kiedy podeszłam do niej i z całej siły strzeliłam ją w tą wycackaną twarz
-Jeszcze raz zadzwonisz do mojej matki z pogróżkami albo ja obrazisz to nie poznasz się w lustrze - krzyczałam w jej stronę kiedy ojciec złapał mnie za ramiona próbując odciągnąc od tej kurwy.
-Melanio! co Ty wyprawiasz?- krzyknął szarpiąc mnie za ramiona. Wyrwałam mu się
-Ta kurwa zadzwoniła do mamy wygrażając - powiedziałam głosno - Moja matka będzie do niego dzwonić i pisać kiedy tylko będzie chciała, rozumiesz?! A Tobie chuj do tego. Uwiodłas zonatego faceta to licz się z konsekwencjami.- krzyknełam w jej stronę. Jej oczy pociemniały ukazując furię
- wynos sie z mojego domu gówniaro- krzykneła wskazując na drzwi. Zasmiałam się ironicznie
-Twojego? Ten dom jak i wszystko co ma On nalezy do mojej matki i mnie. Nie prowokuj mnie bo nastepnym razem wyniosę Cię stad za kudły!-nadal krzyczałam.
-Cisza!- nagle ryknął mój ojciec - Melania co się stało?- dodał już łagodniej
-Mama próbowała się zabić- wyrzuciłam z siebie i na to zdanie przeszedł mnie dreszcz. Ojcic pobladł
-Szkoda,że nieskutecznie- zdanie wypowiedziane przez kochankę mojego ojca z ironią i szyderą na nowo obudziło we mnie agresję. Ruszyłam w jej stronę ale ojciec mnie zatrzymał. Mogłabym ją w tej chwili zabić.
-Eliz wyjdz stad. Muszę porozmawiać z córką- powiedział stanowczo na co kobieta skuliła ogon i wyszła. Szyderczy usmiech nie schodził jej z twarzy. Ojciec potarł rękami twarz i spojrzał na mnie z litoscią.
-Co z mamą?-zapytał cicho
-Żyje!-prychnełam - ale to Twoja wina i tej kurwy. Powiem Ci bo w przeciwieństwie do ciebie cenię szczerosć. Chcesz naprawić swoje błedy? Wyrzuć tą zdzirę z domu mojej matki. Chcesz się szmacić, Twoja sprawa ale nie tutaj. Ona nie ma prawa tu być. Ostrzegam,że jezeli nastepnym razem ją tu zobacze to w najlepszym przypadku osobiscie ją stad wyrzucę. I zajmij się do kurwy nędzy matka, to Twoja zona-
-Jak możesz tak do mnie mówic?-zapytał
-Prawda w oczy boli? Zastanów się co robiłes przez całe moje życie. Jakie miałam dzieciństwo. Co zrobiłes kobiecie, która przez tyle lat była przy tobie wierna jak pies. Nigdy nie doznałes od niej krzywdy ale sam robiłes to stale. Krzywdziłes ja i mnie. A teraz dzwonisz i chcesz się pogodzić?! Masz szansę. Jedną jedyną i ostatnią. Nie zmuszaj mnie bym Ci pokazała jak boli, kiedy ktos kogo kochasz Cię rani- powiedziałam po czym skierowałam się do drzwi. Widziałam w odbiciu szklanych drzwi jak stoi w bezruchu.
Wsiadłam do auta ze względnym spokojem i ulgą na twarzy. Ta zdzira bedzie się teraz musiała napracować przy makijażu. Wracałam już spokojnie do mamy i Mii. Po drodzę zajechałam po ulubione lody moje i mamy oraz komedię.
Ruszałam spod sklepu kiedy telefon zadzwonił. Spojrzałam na wyswietlacz i przewróciłam oczami.
-Słucham!
-Melka no nareszcie. Co się stało? Nie odbierałas i się martwiłem- głos Neymara naprawdę był przejęty. Jejku uczepił się mnie jak rzep.
-Zajęta byłam i nie mam czasu teraz na rozmowy - powiedziałam z lekką irytacją. Słyszałam jak wciągnął głeboko powietrze
-Jestes z kims teraz?-zapytał smutno. To pytanie...on mysli,ze z kims jestem, z facetem...to jest jakis pomysł. Nie skłamię bo w szczegoly się nie wdam ale może odpusci i da mi spokój?
-tak jestem z kims i nie mogę rozmawiać. Do widzenia Neymar- głos miałam lodowaty. Odłozyłam telefon i pojechałam dalej. Hmm sprawiłam mu przykrosć? to dla jego dobra. On o tym nie wie ale tak bedzie lepiej. Niech trzyma się ode mnie z daleka. Nie dam mu tego czego szuka. Ale dlaczego jest mi smutno?

czwartek, 12 marca 2015

En mi, no en ti



Weszlismy do mieszkania w milczeniu. Raf rozejrzał się z zainteresowaniem po salonie
-ładne mieszkanie - powiedział
-dzięki, to dzieło Mii. Ja mogłabym mieszkać w czterech pustych scianach na materacu. Architektura wnetrz mnie nie interesuje - odpowiedziałam i ponownie zapanawała ta irytująca cisza. Pierwszy raz w życiu nie wiem co powiedzieć - chcesz herbaty?-wypaliłam. Chłopak usmiechnął się do mnie po czym zmarszczył brwi
-co jest między Toba a Neymarem - serce mi się zatrzymało. Skąd pomysł,że między nami wogole cokolwiek jest? Zasmiałam się teatralnie
-nic. Nie znam Go. dlaczego pytasz?
-jestem dobry w obserwowaniu ludzi. Od razu zauważyłem napiecie między Wami, jest ono nie mal namacalne - przerwóciłam oczami
-miedzy nami nic nie ma. Kompletnie. To...-nagle poczułam,że powinnam być szczera wobec chłopaka stojącego na wprost mnie - to...był błąd. Wylądowalismy w łóżku po jednej z imprez. Nic poza tym. Nawet nie wiedziałam jak ma na imię - ręce zaczeły mi drżeć, byłam pewna,że Raf mysli o mnie jak o puszczalskiej zdzirze. Spojrzałam na niego zażenowana. Na jego twarzy była totalna obojętnosć. Przeczesał włosy dłonią i potarł policzek
-uważaj na niego. Znam Go i wiem kiedy nie odpuszcza. Dla Ciebie to był błąd ale nie dla niego. Jestem pewny,że jutro bedę miał z nim bardzo nie przyjemną rozmowę
-dlaczego?Co on chce od Ciebie?-zapytałam nie wiedząc o czym mówi. Raf westchnął ciężko i usiadł na kanapie.
-widzisz kiedy Cię zobaczyłem było w tobie cos przyciągającego. Działasz na ludzi. Moja wrodzona niesmiałosć nie pozwoliła mi do Ciebie podejsc, wiec Cię obserwowałem. Byłas radosna, dobrze się bawiłas do chwili kiedy nie dołączył do nas Ney. Jego osoba sprawiła,że zrobiłas się z miejsca spieta, uciekałas. Wiem,że dobrze się czułas w taksówce ale nie chciałas jechać przez niego. On bezgłosnie przekazał każdemu z nas,że jestes nietykalna, że jestes jego - otworzyłam szeroko usta
-słucham?! Nie jestem ani jego ani nikogo innego. -warknełam
-ale dla nas jestes. I chociaż kazda moja komórka pragnie się do Ciebie zblizyć to nie zrobię tego bo Neymar to mój przyjaciel. Popieprzony strasznie ale przyjaciel - powiedział spokojnie nie odrywając ode mnie oczu. Czułam,że robi mi się słabo. Co to kurwa jest?Jakie zaznaczanie terenu? Nie jestem niczyją własnoscią. Byłam wsciekła i było mi słabo. - dobrze się czujesz? - Raf wstał szybko i podszedł łapiąc mnie za ramiona
-wirujesz - szepnełam i zrobiło mi się ciemno.
Zamin otworzyłam oczy doszedł do mnie dzwiek. Słyszałam kilka głosów, jakąs muzykę. Otworzyłam powoli oczy. Leżałam na swoim łóżku w pokoju gdzie panował półmrok. W rogu łóżka siedziała Mia i cos komus tłumaczyła. Kiedy zorientowała się,że się obudziłam podeszła do mnie szybko a w slad za nią kilka innych osób
-jak się czujesz kochanie?-zapytała spokojnie głaszcząc moje włosy. Zamrugałam oczami
-co się stało?
-zemdlałas. Raf zadzwonił po nas i wrócilismy wszyscy. Dziewczyna Daniego jest lekarzem. Nic Ci nie jest, za duzo wrażeń
-wszyscy?-zapytałam i powoli usiadłam na łóżku. W pokoju było z dziesiec osób wpatrujących się we mnie
-nic Ci nie bedzie. Na szczescie nie byłas sama. Możesz spokojnie wstać- powiedziała brunetka, ktora była lekarzem i dziewczyną jednego z piłkarzy. Wstałam spokojnie i rozejrzałam się. Nie było Go. Ani Neymara. Poczułam ulgę i wrociły mi siły. Wszyscy przeszlismy do salonu. Dostałam sok i lek na bol głowy. Impreza zamiast u Marca przeniosła się do nas. Niestety nie miałam sił w niej uczestniczyć i po pół godzinie pożegnałam towarzystwo i poszłam do swojego pokoju. Sciągnełam kieckę wrzucając na siebie koszulkę. Już miałam się połozyć kiedy drzwi powoli się otworzyły a w nich zobaczyłam Neymara. Wszedł bez słowa zamykając za sobą drzwi. Z przerażeniem zobaczyłam jak przekręca klucz. Czego on chce? Co zamierza? Usiadł na skraju łóżka i schował twarz w dłoniach
-zadrwiłas ze mnie - powiedział nagle cicho wbijając we mnie wzrok. Zrobiło mi się sucho w ustach a cisnienie ponownie się podniosło - najpierw mnie uwiodłas znikając bez słowa a kiedy spotkałem Cię drugi raz Ty mnie ignorujesz. Jakby to co między nami było wogole się nie wydarzyło. A teraz jeszcze wszedł miedzy nas Rafinha. Naprawdę byłem tylko jednorazowym incydentem?- zapytał z wyrzutem. nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, słowa więzły mi w gardle.
-A czego oczekujesz? Czego chcesz?-zapytałam
-Ciebie- wstał i podszedł do mnie. Wciągnełam głosno powietrze. Jego oczy, zapach, usta, które teraz lekko zagryzł...był zdecydowanie za blisko a nadal działał na mnie bardzo mocno. Krew w żyłach mi się zagotowała. Mnie? O czym on pieprzy?
-nie jestem niczyją własnoscią Neymar. nikt mnie nie miał i nie bedzie miał. Ja się nie bawię w romantyzm i związki - starałam się być stanowcza chociaż w srodku cała się trzesłam. Oczy Neymara posmutniały
-czyli nie dasz mi szansy-zapytał smutno. Było mi go żal. Nie chciałam by inni łamali mi serce a sama co zrobiłam?
-Neymar nie zrozumiesz. Taka już jestem. Lepiej bedzie dla Ciebie jak zakończymy to na tym etapie. Nie chcę Cię skrzywdzić a tak się stanie - rzekłam nauczciwiej jak umiałam
-tego nie wiesz. Nie możesz tego przewidzieć. Poza tym uprzedziłas mnie więc wejdę w to swiadomie, zaryzykuję. Spróbuj. Nie boj się tego- próbował mnie przekonać ale ja się czułam jak by mnie ktos zagonił w kozi róg. Tak, bałam się bo wiedziałam jak boli złamane serce, co robi z człowiekiem, patrzyłam na to tyle lat.
-nie Neymar. Ta rozmowa dobiegła końca. Znajdziesz kogos kto Cię doceni ale nie jestem ja tą osobą. Przykro mi - opusciłam głowę, naprawdę było mi przykro. Wstał i ruszył w stronę drzwi
-nie chcesz mnie skrzywdzić ale prawda jest taka że sama sobie robisz krzywdę - dodał i wyszedł.
W sobotę spałam dopóki nie obudził mnie telefon. Miałam ochotę cisnąć nim o scianę.
- Czego?- warknełam nie patrząc kto dzwonił
- Jak zawsze miła - usłyszałam głos na dzwięk którego scierpła mi skóra. a ten co chce?
- po co dzwonisz? -nie miałam ochoty wdawać się w dyskusje
- chciałem zapytać jak minął pierwszy tydzień córeczko - głos mojego ojca był nader łagodny.
- umierasz, że nagle Cię interesuje własna córka? - burknełam ostro a człowiek po drugiej stronie westchnął
- Melania chciałem się pogodzić - zasmiałam się. W czas się obudził.
- Nie uważasz, że trochę za póżno? Miałes dwadziescia lat na to. Teraz to możesz mnie najwyżej cmoknąć w nos staruszku
- popełniłem parę błędów ale...- nie dałam mu dokończyć. Co za tupet, parę błedów? Całe życie patrzyłam na łzy matki i jego zakłamany ryj
- skończ te swoje rozczulające przemowy.nie interesują mnie Twoje spóźnione refleksje nad własnymi błędami.nie chce mieć z Tobą nic wspolnego- krzyknełam wściekła.
- Córeczko ale...
- Do widzenia- rozlaczylam połączenie i rzuciłam telefon w kąt. Jeszcze dobrze nie wstalam a już byłam wściekła. On chce się pogodzić, phi dobre sobie i mysli,że od tak skasuję ten horror, który zgotował mojej mamie i mi. Niech spierdala stary cap. To wszystko jego wina, to przez niego nie umiem stworzyć normalnego związku, nie umiem kochać, zaufać, to wszystko jego wina. Zniszczył moja matkę i mnie a teraz ma czelnosć do mnie dzwonić? Nie wiem nawet kiedy zaczełam płakać. Pieknie ten dzien się zaczął. 
Kilka minut póżniej telefon znowu dzwonił. Fuck a teraz kto mi dupe zawraca? Wstałam zła i podniosłam aparat. Haha kolejny do kolekcji. Wcisnełam zieloną słuchawkę
- słucham?- burknełam
- Czesć, co dzis robisz? Może masz ochotę na cos szalonego?- głos Neymara brzmiał nadzwyczaj wesoło. 
- yyyy hmmmm - dukałam szukając mądrej wymówki - jestem już umówiona- palnełam
- z kim?- był zaskoczony
- z...a co Cię to obchodzi?- warknełam. Boże ludzie dajcie mi spokój, myslałam
- jestes moją dziewczyną, pamiętasz? Więc obchodzi - teraz on warczał. Fuck racja. Samo to już było wystarczająco szalone, co innego mogło mnie spotkać?
- dobra, cicho badz! co chcesz?
- spotkać się. Muszę jakos rozładować napięcie. O ktorej jestes wolna?- słyszałam,że jest zły, ciekawe dlaczego.
- za godzinę. Dopiero podniosłam głowe- powiedziałam zrezygnowana
- ok, to podjadę po Ciebie. Adres?- zapytał. Podałam mu adres i bez słowa rozłączyłam telefon. Poczłapałam do łazienki.
Myłam zęby patrząc się na odbicie w lustrze. 
-Kurwa! - krzyknełam opluwając lustro. Przecież podałam mu adres. Nie jest aż tak głupi,żeby nie zorientować się,że wczoraj tutaj był. Fuck fuck fuck, klełam. Juz po mnie. 
Musiałam cos wymyslić ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Serce łomotało mi w panice. Wyjdę przed blok, nie zna nr mieszkania, zwykły zbieg okolicznosci. Uspokojona poszłam pod prysznic. Ubrałam krótkie szorty i szeroki t shirt a pod bokserkę i conversy. Jak kot, zawsze spadasz na cztery łapy. Lekki makijaż, luzny kucyk i byłam gotowa. Równo po godzinie od telefonu Neya wyszłam przed budynek. Czekał już oparty o sportowe audi. Twarz miał smutną patrząc w okna ale na mój widok usmiechnął się szeroko i otworzył drzwi pasażera
- czesc dziewczyno!- przywitał mnie
- czesc chłopaku - odpowiedziałam równiez się usmiechając. Przygladał mi się z zainteresowaniem przez chwile jakby nad czyms myslał i po chwili usiadł za kierownicą.
- masz ochotę na plażę?-zapytał ruszając
- nie mam kostiumu - posmutniałam bo plaża była fajnym pomysłem
- ja tez nie dlatego najpierw jedziemy na zakupy - powiedział wesoło i skrecił w kierunku centrum. Nie było sladu po tym smutnych chłopaku, który wczoraj opuscił mój pokój.
W trakcie zakupów pokazał twarz komedianta. Przebierał się w absurdalne ciuchy tańcząc i spiewając. Śmiałam się do łez. Po godzinie wygłupów w trakcie, których ponury humor opuscił mnie na dobre złapalismy pierwsze lepsze ciuchy na plażę i ruszylismy w wybranym kierunku. Neymar zdecydował,że przyda się nam trochę ciszy i spokoju dlatego wybrał oddaloną o kilka kilometrów kameralną plażę. Osób było niewiele. Zaopatrzeni w koce i leżaki wybralismy sobie miejsce blisko wody. Ney od razu pobiegł się ochłodzić a ja w tym czasie połozyłam się na leżaku cieszac się kojącymi promieniami słońca. Co parę minut smiachał się przypominając sobie sceny ze sklepów. Neymar był naprawde bardzo pozytywnie postrzelony. Nie zwracał uwagi na ludzi, którzy robią mu zdjęcia, po prostu się bawił. Czy kiedykolwiek spedziłam tak czas z facetem? Nigdy! Żadnemu nawet nie dałam na to szans. Czy tak wygladają szczęsliwe związki? Ludzie się wtedy smieją? A istnieją wogole takie związki? Przez całe życie patrzyłam tylko na łzy i złamane serce, nie miałam pojęcia,że może istnieć cos tak odwrotnego. Czy moi rodzice kiedys też się usmiechali? Czy mój ojciec przytulał, całował moja mamę bez powodu? Mowił ja że ja kocha? Nigdy tego nie widziałam. Ale chyba musiał kiedys ją kochać, prawda? Nie, Melka jestes pod wpływem chwili i bujasz w obłokach. Twój ojciec kocha tylko siebie.
Skupiona na tych myslach nie zauwazyłam nawet kiedy Neymar wrócił. Wyczułam jednak,że stoi obok i patrzy na mnie. Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam w jego stronę. Stał nade mną z otwartą buzią, brwi miał sciągnięte. Wyglądał jakby zobaczył ducha i był wystraszony. A może zły? Fuck i dobry humor szlak trafił.
- stało się cos?-zapytałam zakrywając oczy ale nic nie mówił. Patrzył na mnie jakby był w szoku. W końcu przeczesał włosy i bez słowa złapał mnie wiosąc prosto do wody.
- Neymar nawet o tym nie mysl! Utopię Cię jak to zrobisz - krzyczałam ale ten się tylko smiał trzymając mnie mocno.
Czując juz wodę na stopach zaczełam się wyrywać bardziej. I nagle wrzucił mnie do wody. Piszczałam bo woda nie była ciepła, szczegolnie jak zdarzyłam się juz ogrzać słońcem. Kiedy juz uspokoiłam oddech i stanełam stopami na gruncie zobaczyłam jak ten pajac zgina się w pół ze smiechu.
- To za to co zrobiłas- krzyknął nadal się smiejąc po czym podszedł do mnie.
- na twoim miejscu bym nie podchodziła bo jestem tak zła,że zaraz Cię utopię - powiedziałam i rzuciłam się w jego stronę. Złapał mnie w tali i przycisnął do siebie a ja nieswiadomie oplotłam go nogami. Cały czas się smiał i po chwili i ja zaczełam się usmiechać. Jak para dzieciaków. Kiedy skończyłam się już cieszyć on patrzył na mnie tym swoim płonącym wzrokiem. Usta miał zacisniete a jego dłonie nadal oplatały moją talię. Odgarnełam teatralnie mokre włosy kiedy on bez słów mnie pocałował. Jego usta były gorace i bardzo władcze. Nie mogłam Go powstrzymać, zresztą nawet nie byłam w stanie. Działał na mnie tak samo mocno co za pierwszym razem. Nasze usta znowu tańczyły a mój zdrowy rozsądek odszedł daleko.
Odsunął się lekko ode mnie szybko oddychając, jego oczy płoneły a w moim brzuchy szalało stado motyli
- myslałas,że jestes mądrzejsza? W chwili kiedy sciągnełas mi okulary w biurze wiedziałem,że to Ty. I jesli myslisz,że uda Ci się mnie spławić to grubo się mylisz. Twój tatuaż na biodrze potwierdził, że to Ty. Nie puszczę Cię już. Już mi nie uciekniesz Melanio Black - jego głos by cichy ale stanowczy.
-Ale...jak?Dlaczego dopiero teraz?- byłam w tak dużym szoku,że nie mogłam sklecić sensownego zdania. Ney pogłaskał mój policzek i sie usmiechnął
-planowałem się zemscić za to,że wtedy tak zniknełas ale kiedy zobaczyłem Cie z Rafinhą przeszła mi ochota na gierki. Wczoraj mnie odtrąciłas ale nie możesz tego zrobić bo masz zobowiązania. To moja szansa i zamierzam ja wykorzystać. Tylko bedę grał uczciwie. Nie wierzysz w związki? Udowodnię Ci,że istnieją. Bedziesz moja - szepnął i trącił mój nos swoim po czym znowu mnie pocałował.

środa, 11 marca 2015

Just give Me a reason


Dłonie chłopaka zaczeły głaskać moje plecy a ciepły oddech otulał moja szyję wywołując dreszcz. Co było w nim takiego,że mój organizm tak reagował? Między nami było przyciąganie tak silne,że nie byłam w stanie się bronić chociaż głos rozsadku darł mi się z całych sił. Próbowałam nie stracić głowy ale kiedy zobaczyłam ponownie te zielone oczy rozsądek poszedł w dal. Zatracałam się w nich. Neymar pogłaskał mnie po twarzy łagodnie się usmiechając aby po chwili wbić się w moje usta. Nasz pocałunek był namiętny, szalony, wyrażał pożądanie, tęsknotę...zatraciłam się w nim. I kiedy nasze języki tańczyły wrócił rozsądek. Melka, to Twój klient, nie możesz Go bzyknąć drugi raz. I nie chodziło bynajmniej o moje zasady. Musiałam zamknąć ten piatkowy romans bo stapałam po bardzo cienkiej linii. Nie mogłam ryzykować. Nie rozpoznał mnie, miałam szansę się z tego wyplątać.
Odepchnełam Go delikatnie. Patrzyła na mnie zaskoczony próbując złapać oddech.
-wybacz, nie mogę - powiedziałam drżącym głosem i uciekłam. Biegłam przed siebie by w końcu dotrzeć do wazkiego korytarza. Oparłam głowe o scianę próbując uspokoić oddech i szalejące emocje. To musi się skończyć, tu i teraz. Ciało mnie paliło żywym ogniem, wciąż czułam jego dłonie. Dosć! Melka on jest taki jak inni. Jest taki jak Twój ojciec, złamie Ci serce. Mysl ta sprowadziła mnie z impetem na ziemię. Tak on jest taki jak reszta a ja mu mam pomóc się zmienić. Nie dokonam tego jesli to co jest miedzy nami pociągnę dalej. Musiałam Go odtrącić raz na zawsze, dla jego dobra.
Z takim postanowieniem wróciłam do stolika przy którym zastałam Mię z jakims chłopakiem. Na mój widok oboje usmiechneli się szeroko
-Melka nareszcie, wszedzie Cię szukam. To Marc - moja przyjaciółka była podekscytowana co swiadczyło o tym,ze Marc jej sie bardzo podoba. Rzeczywiscie sprawiał wrażenie bardzo sympatycznego. Z gracją wstał by się ze mna przywitać.
-Bardzo się cieszę, Mia ciągle o tobie mówi - powiedział sciskając moją dłoń a ja spojrzałam zaskoczona na dziewczynę. A ona głupia aby z facetem o innej lasce gadać?
-na pewno nic ciekawego. Proponuję zmienić temat na przyjemniejszy np.sport - palnełam na co usmiech Marca jeszcze bardziej się poszerzył a Mia zaczeła się nienaturalnie smiać. Boże ależ on jej się podoba skoro brzmi jak zarzynana.
-Marc jest piłkarzem wiec sport to bardzo dobry temat - zaszczebiotała a mi zrzedła mina. Kurdę, cos za duzo tych piłkarzy wokół. Jednak dla dobrze przyjaciółki nie wypowiedziałam swoich mysli na głos. Złapałam kolejnego drinka siadając na kanapie. Po kilku minutach słuchania o piłce nożnej do naszego stolika dołączyli koledzy Marca. Atmosfera się rozluźniła a ja niemal zapomniałam o swojej udręce. Reszta piłkarzy była równie czarująca jak obiekt westchnien Mii. Jeden szczegolnie przypadł mi do gustu. Wysoki, muskularny, opalony ze zniewalającym usmiechem, niestety jednak dosc zdysnansowany i niesmiały. Nie miałam w zwyczaju się narzucać wiec ograniczyłam sie do ukradkowych spojrzeń. Za każdym razem kiedy spojrzałam w jego stronę nasze spojrzenia się spotykały by po sekundzie uciec w zawstydzeniu. Sytuacja robiła sie coraz bardziej komiczna. W mojej głowie nawet przez ułamek sekundy nie pojawił się pomysł by go wykorzystać, był na to zbyt niewinny ale bardzo mnie to pociągało. Po godzinie ktos rzucił pomysł by przeniesć imprezę w bardziej kameralne klimaty. Dołączyły do nas dziewczyny niektórych piłkarzy i grupą dziesięciu osób czekalismy na kogos jeszcze z ich towarzystwa. Mielismy pojechać do Marca na afterka. Byłam zajęta rozmową z jedną z dziewczyn kiedy zgupy dołączyły do nas. Ku mojemu zaskoczeniu i nie mal zawałowi serca zobaczyłam ,że dołączył do nas Neymar. Mój radosny humor gdzies uleciał. Starałam się go ignorować jednak cały czas czułam na sobie jego wzrok. Prawie mnie pożerał. Atmosfera między naszą dwójką była mocno napieta. Ja podswiadomie próbowałam Go unikać a ten jakby za wszelką cenę chciał mnie zastać samą. Nie ze mna te gierki Belmondo, kolejnego piatku nie bedzie.
Na szczęscie jechałam inną taksówką niż Neymar. Mia dalej szczebiotała z Marciem, który ku mojemu zadowoleniu był nia szczerze zainteresowany. Może to jest ten jedyny ocalały z sercem, zastanawiałam się usmiechając się sama do siebie.
- usmiechasz sie. Myslisz o czyms miłym?- zapytał a ja spojrzałam zaskoczona na chłopaka siedzącego obok. Wow on mówi! Usmiechnełam się szerzej swiecąc zębami i kiwając głową twierdząco. Chłopak miał jeszcze piekniejsze oczy niż Neymar jednak w nich nie było tego płomienia. Było cos...hmmm cos na kształt dobroci?łagodnosci?szczerosci? Sama nie wiedziałam co to było ale bardzo mi sie podobało.
-Rafinha- odewzał się cicho z delikatnym usmiecham. Jego głos brzmiał jak melodia. Patrzyłam przez chwilę na jego twarz próbując ja rozszyfrować
-Me...-urwałam i z przerażeniem stwierdziłam,że oni wszyscy są kolegami Neymara a ten za chwile wysiądzie z taksówki i do nas dołączy, za chwile dowie się kim jestem. nie, to nie może się zdarzyć - słuchajcie czy mogę wrócic do domu? za duzo wypiłam i strasznie zle się czuję-skłamałam
-jasne, jesli chcesz - powiedział Marc a Mia podała adres kierowcy. Było mi smutno. Nie chciałam wracać ale musiałam się chronić. Neymar nie może dowiedzieć się,że ja to ja.
Wysiadłam z auta a za mną On.
-pomóc Ci?Zle wygladasz- szepnął
-yyyy nie, chyba dam radę- odpowiedziałm nie bardzo wiedząc co zrobić.
-Raf zaopiekuj się Melką i wrazie czego do nas dołączysz - Marc krzyknął z juz odjezdzającego auta.
Stalismy przed moim domem patrząc na siebie...

Gangerous


Patrzę na chłopaka przede mną i czuję, że zaraz będę miała atak paniki albo się porzygam. Zakrywając dłonią buzię wybiegłam z sali prosto do toalety. Po kilku minutach mój brzuch pozbył się wszelkiego balastu a ja próbowałam się uspokoić. Spokojnie Melka, tylko spokojnie. On na pewno Cię nie poznał, powtarzałam jak mantrę. Do toalety weszła Kate
-wszystko w porządku?-zapytała z troską
-tak, to te emocje. Próbowałam trzymać fason cały dzień i poległam w najwazniejszym momencie- odpowiedziałam smutno. Kate usmiechneła się
-ja pierwszego dnia miałam biegunkę i ciągle biegałam do toalety. Nie tylko Ty się stresujesz. Dasz radę, manager już namawia piłkarza by przyjął Twoje pomysły-słowa koleżanki dodały mi otuchy a ja sama miałam czas ochłonąć. Wracając do klientów nie patrzyłam na piłkarza, totalnie Go ignorowałam wzrokiem. Na szczęscie inicjatywe przejeła Kate i ja musiałam odpowiadac ewentualnie na pytania managera. Sam zainteresowany nie wykazywał entuzjazmu co wcale mnie nie dziwiło.
-No dobrze a kto ma być ta moją stałą partnerką? Macie jakies statystki do tej roli?-zapytał zły na propozycję monogamii. Sama nie byłam jej zwolenniczką więc jego fatalne położenie mnie zaczeło bawić. Siedziałam usmiechając się głupio.
-Nie mamy statystek. Znalezienie kogos do tej roli jej Pana zadaniem. O ile wogóle Panu zależy na poprawieniu wizerunku-Stefano próbował sprowadzić chłopaka na ziemię
-Nie znam nikogo odpowiedniego, wszystkie z ktorymi do tej pory miałem doczynienia są tak samo jak ja zdemoralizowane - spojrzałam na niego zaskoczona. Co? Ja nie jestem zdemoralizowana ty palancie, powiedziałam w myslach i spiorunowałam Go wzrokiem. Widział to bo gapił się cały czas na mnie. -A może Ty - powiedział do mnie. Omal nie zakrztusiłam się własnym jezykiem a oczy wyszły mi na wierzch
-Co ja?-burknełam. On chyba sobie żartuje.
-Może znajdziesz mi kogos odpowiedniego-na jego twarzy pojawił się złosliwy usmiech.
-Nie jestem od tego by Cię swatać-co za dureń, powtarzałam w myslach.
Chwile zastanawialismy się jak rozwiązać największy problem jakim jest puszczalstwo piłkarza. Manager podał kilka imion ale nie wzbudziły one entuzjazmu w zainteresowanym. Szukałam w głowie jakiejs niewiasty, której nie specjalnie lubię ale niestety nie było takiej.
-Mam pewnien pomysł. Dosć szalony i pewnej osobie może się nie spodobać ale nic innego mi do głowy nie przychodzi - rzekł nagle mój szef i spojrzał na mnie. Serce mi na chwilę staneło bo czułam,że to mi się ten pomysł nie spodoba. -ponieważ nie ma nikogo odpowiedniego do roli partnerki to proponuję aby została nią Melania. Jest piekna, mądra i niezdemoralizowana - Stefano spojrzał na mnie i posłał mi snieżno biały usmiech a ja poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. Rece zaczeły mi drżeć z nerwów. Patrzyłam na niego w szoku z otwartą buzią nie mogac wydusić słowa.
-Ja się zgadzam - głos piłkarza brzmiał jakby wygrał w totka. Posłałam mu spojrzanie mordercy w nadzieji,że to ochłodzi jego entuzjazm ale ten tylko szerzej się usmiechnął. Musiałam cos powiedzieć, jakos zaprotestować. Nie mogłam grać partnerki faceta z ktorym łączy mnie jednorazowy seks a ten nie ma nawet o tym pojęcia.
-Ale...nie! Ja się nie zgadzam. Ten pomysł nie wypali. Nie umiem grać i od razu będzie widać,że udaję - mój głos brzmiał jak rozpacz. Nie spędze w towarzystwie tych oczu nawet godziny, wystarczy,że mnie po nicach przesladują. Ale oni jakby nie słyszeli moich protestów.
-Melka nie musisz od razu udawać jego dziewczyny. Wystarczy,że będziesz mu towarzyszyć na imprezach, chodzić na mecze i bedziesz pilnować by się dobrze prowadził. Żadne z Was nie musi od razu ogłaszać swiatu,że się kochacie - Kate dołączyła do obozu zdrajcy. Kurwa, nie!-mój wewnetrzny głos krzyczał. To katastrofa.
-Tak to genialny pomysł. Stała kobieta u boku i do tego bedziesz miała wszystko pod kontrola. Panno Melanio bardzo prosimy. Jestes naszym kołem ratunkowym. Tego durnia trzeba okiełznać - manager piłkarza starał się mnie przekonać. Czuję,że przegrałam. Opusciłam z rezygnacją głowe co wzieli za kapitulację a humory od razu im się poprawiły.
-Zobaczysz, bedziemy się wspaniale bawić - szepnął mi do ucha piłkarz kiedy już wychodził. Burknełam ciche "spadaj na palmę" i wyszłam bez poz słowa z sali. Cholera jasna ja już się z nim wybawiłam w piątek. Nie potrzebuję dodatkowych wrażeń. Zła usiadłam przy swoim biurku czekając az ten dzień się skończy. Marzyłam o wannie garacej wody, być może nawet się w niej utopię.
Punkt siedemnasta zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z biura. Na twarzy miałam wymalowaną wsciekłosć. Stojąc na chodniku w oczekiwaniu na jakąs taksówkę przeklinałam wszystko i wszystkich. Za co mnie to spotyka?
Przede mną zatrzymał się czarny samochód a drzwi pasarzera otworzyły się szeroko
-Wsiadaj! Musimy pogadać- chłopak, którego aktualnie nienawidziłam patrzył na mnie spokojnie. Nie było już na nim tego głupkowatego usmiechu. Był poważny ale w oczach miał ten płomień, który zapamiętałam. Nie mając wyjscia wsiadłam do auta z miną obrażonej nastolatki. Nie patrzyłam na niego. Sama jego obecnosć wywoływała we mnie dziwne mrowienie w brzuchu a głowa zaczeła mnie nie naturalnie swedzieć. Piłkarz włączył się do ruchu. Jechalismy w ciszy ale czułam na sobie jego wzrok. W końcu nie wytrzymałam i spojrzałam na niego. Boże, te oczy. Przeszedł mnie dreszcz a ja się aż wzdrygnełam na ponowne wspomnienie piątkowej nocy. Jego dłonie spoczywały na kierownicy a ja niemal ponownie poczułam je na swoim ciele. Cholera! Ogarnij się Melka!
- Nie denerwuj się tak, nie zaciągnę Cie do łóżka - powiedział nagle i się zasmiał jakby powiedział cos zabawnego.
-Co?! Jest to ostatnia rzecz jaką bys zrobił - burknełam
- Nie wydaje mi się- zatrzymał auto na poboczu - dla mnie to też nie jest wymarzona sytuacja. Wolałbym aby ktos inny był zamiast Ciebie - dodał
- to dlaczego ja tu siedzę?-zapytałam
-Bo tamta znikneła. W zasadzie nie wiem czy mi się nie przysniła- rozmarzył się - ale fakty są takie,że to Ty bedziesz teraz moją dziewczyną czy się nam to podoba czy nie - dodał
-Nie podoba - ponownie warknełam a on odwrócił się w moją stronę wbijając we mnie wzrok
-Zgodziłem się tylko dlatego,że mi ja przypominasz. Ale nic poza tym. Ona był ciepła a Ty jestes jak lodowiec. Wcale się nie dziwię,że nie masz faceta, pewnie bys Go zamroziła swoim uczuciem-przerwóciłam oczami. Ja zimna? Dobre sobie. Po prostu nie chce miec z Toba nic wspolnego dupku, pomyslałam
- nie znasz mnie, nie masz pojęcia jaka jestem więc swoje opinie zachowaj dla siebie. Ja swoje o Tobie też przemilczę - powiedziałam zła. Facet miał tupet tak mnie oceniać, za kogo on się ma? Jego wzrok złagodniał
-  Źle zaczelismy ale dla dobra nas oboje musimy dojsć do kompromisu. Ty masz szansę wykazać się w pracy a ja zmienić swój wizerunek. Musimy dojsć do porozumienia - powiedział spokojnie patrząc mi prosto w oczy. Wciągnełam głosno powietrze. Miał rację, czy to mi się podoba czy nie. Musiałam zachować się jak profesjonalistka. Posłałam mu cos na kształt usmiechu.
-Zacznijmy od początku w takim razie. Melka, twój anioł stróż - zażartowałam i wyciągnełam do niego dłoń w gescie pojednania.
- Neymar Junior, Twój udawany chłopak - usmiechnął się szeroko i na nowo w jego oczach pojawiły się radosne płomyki. Kiedy dotknął mojej dłoni poczułam dreszcz, znowu to samo. Westchnełam. Ciekawe ile bedą trwały te tortury?
Wieczorem zakopałam się w poscieli chowając się przed swiatem zewnętrznym. Był poniedziałek, do piątku jeszcze tyle dni a ja już czułam,że musze odreagować. Boże jak ja to wytrzymam? W myslach pojawiały mi się dzisiejsze wydarzenia oraz piątkowe wspomnienia. Chłopak na mnie działał i nie wiedziałam jak mam sobie z tym radzić. Gdyby zniknął z mojego życia jak to planowałam za kilka dni juz bym o nim zapomniałam a tym czasem będę na nowo rozdrapywać wspomniania jego dłoni i ust na sobie.
Kolejne dni mijały o dziwo spokojnie. Układałam plan imprez na ktorych miał pojawić się Neymar, przejrzałam listę jego znajomych wprowadzając kilka nazwisk na czarną listę, sledziłam jego profile w internecie, dbałam o kontakt z fanami. W czwartek czułam się jak jego osobista sekretarka a nie specjalista piaru, co na zmianę bawiło mnie i wkurzało. Skrzywiłam się na wspomnienie jego słów: jestes jak lodowiec. Te słowa bolały. Czy miał rację, naprawde jestem taka zimna? Nie chciałam taka być, miałam przyjaciół, których kochałam i dla nich na pewno byłam ciepła, w pracy tez zawsze starałam się być usmiechnięta. Ludzie mnie lubili, tak mi się wydaje. Z rozmysleń wyrwał mnie dzwięk sms. Sięgnełam po telefon i serce wykonało mi szalonego fikołka kiedy go odczytałam: Jutro piątek. Chciałbym wyjsć z kumplami potańczyć. mogę? :) Zasmiałam się. On pyta mnie o pozwolenie? Nie było nic złego w spotkaniach towarzyskich.
Jasne. Tylko trzymaj spodnie na tyłku i się zachowuj - odpisałam. Sama miałam w planach wymarsz w miasto. Mia juz przebierała nogami z radosci. Miałysmy oblać mój pierwszy tydzień w pracy. Piątek szybko minął i o 20 byłysmy juz gotowe ruszyć w balet. Spojrzałam w lustro z zadowoleniam. W niczym nie przypominałam tej wygłaskanej kobiety z biura. Moje długie włosy opadały na nagie raniona a kusa sukienka niewiele zakrywała. Tatuaże, które zdobiły moje ciało na reszcze mogły ujrzeć swiatło nocy. Na codzień skrywane teraz budziły wyobraźnię.
-To co jedziemy? Opium?- Mia staneła w drzwiach odstawiona jak milion dolców. Jej długie do nieba nogi, szczupła talia i duży biust, wystawiła wszystkie swoje atuty na wierzch. Smiejąc się jak podlotki dopiłysmy drinki w mieszkaniu i pojechałysmy do naszego ukochanego klubu. W Opium czułam się jak w domu. Może dlatego,że Jo był włascicielem i traktował nas jak najważniejszych gosci?
-Są moje sliczne - przywitał nas w wejsciu - spory dzis ruch ale mam dla was stolik a butelki juz się chłodzą - dodał i cmoknął każdą w policzek. Muzyka wypełniała moje uszy tłocząc dopominę. Tak, tego mi było trzeba. Po kolejnych dwóch drinkach zatraciłam się w szaleńczym tańcu. Widziałam na sobie zazdrosny wzrok dziewczyn i pożądliwe spojrzenia facetów. Tak, ten wieczór bedzie nalezał do mnie. Tańczyłam ignorując wszystkich dookoła pochłonięta rytmami. Co jakis czas jakis facet próbował się do mnie przykleić ale ignorowałam każdego.
-Melka a Ty co, złozyłas sluby czystosci?-zapytała lekko pijana Mia widzac moje zachowanie. Przez chwilę zastanawiałam się o co jej chodzi. W końcu mnie oswieciło, do tej pory nie uległam żadnemu z tych przystojniaków. Czas to zmianić bo uschnę. rozejrzałam się po sali jak łowca i zobaczyłam ofiarę. Stał oparty o bar sacząc drinka. Czułam jego wzrok na sobie. Z usmiechem podeszłam w jego stronę
-Dobrze czujesz rytm - jego lekko zachrypnięty głos przyprawił mnie o dreszcze. Ciemna karnacja, ładne oczy i umiesniona sylwetka. Całkiem apetyczny kąsek. Usmiechnełam się zalotnie i zwiełam łyk drinka, którego mi podał. Patrzylismy sobie w oczy. nie potrzebowałam słów by widzieć,że mnie pragnie. wziełam jego dłoń i poprowadziłam na parkiet. Tańczylismy a nasze ciała subtelnie się o siebie ocierały. Kiedy się do niego odwróciłam jak spod ziemi obok wyrósł Neymar. Serce podeszło mi do gardła. W tych oczach znowu szalał płomień.
-Spadaj!- warknął do chłopaka. Mój partner bez słowa się zmył. Neymar patrzył na mnie a po sekundzie złapał mnie w tali i mocno do siebie przyciągnął. Byłam tak zaskoczona,że nie wiedziałam jak mam zareagować. Czując jego dłonie na swojej talii zapomniałam o bożemy swiecie. Moje ciało było stesknione za tym dotykiem. Zblizył usta do mojego ucha
-myslałem,że mi się przysniłas-szepnął i pocałował mnie w szyję. 

czwartek, 5 marca 2015

I Put a Spell On You

Melka pospiesz się bo pojadę sama!-słyszę jak Mia woła mnie z korytarza. Kurwa! Gdzie ta prezentacja? Biegam po pokoju jak slepa szukając dokumentów. Nie moge zawalić pierwszego dnia do cholery! Po co ruszałam te kartony?Teraz nic nie mogę znalesć. Obracam się wokół własnej osi przeczesując pokój wzrokiem. Tu są! Schowały się wredne na stercie gazet. Włozyłam papiery do torby z laptopem i pobiegłam do Mii. Bieganie na 12 centymetrowych szpilkach nie należy do najłatwiejszych i niewiele brakowało a bym zamiast na nogach zleciała na tyłku po schodach. Zdyszana dogoniłam przyjaciółkę dopiero przy aucie.
-Gotowa?-zapytała i uruchamiając silnik powoli włączyła się do ruchu. Patrzyłam przez okno utrwalając sobie po raz setny plan prezentacji. Nie mogłam tego zawalić,to była moja szansa by odseparować się od ojca raz na zawsze. Człowiek, który mnie spłodził był jednym z czołowych biznesmenów w Barcelonie, poza tym,że jest dziwkarzem bez honoru.
-Denerwujesz się?-pytanie Mii sprowadziło mnie do rzeczywistosci
-musiałabym być idiotką gdybym się nie stresowała. To moja szansa - powiedziałam i poczułam jak zaciska mi się przełyk z nerwów
-poradzisz sobie. jestes zdolna, mądra i piekna-przyjaciółka na swój oklepany sposób próbowała dodać mi odwagi. Usmiechnełam się do niej blado i pogrążyłam na nowo w swoich myslach. Boże, jak bym chciała by znowu był piatek, poszłabym do klubu i znowu uwiodła jakiegos naiwniaka. Mogłby być nim nawet ten co ostatnio. Wiedział co robi, nie gadał, nie zadawał pytań, po prostu wziął mnie w ramiona i pozwolił bym dała upust swojemu podnieceniu. Zamknełam oczy i znowu Go zobaczyłam. Te zielone płonące oczy, w których była siła. Atletyczna sylwetka bez grama tłuszczu i usta. Ooo tak te usta mogłabym jeszcze raz poczuć. Jasna cholera, co ze mną?! Melka ocknij się, w głowe sie uderzyłas, że rozpamiętujesz jednorazowy seks? Fuck!zganiłam się w myslach.
-Jestesmy!Gotowa na podbój swiata?-Mia zaparkowała auto przed wysokim szklanym budynkiem. Spojrzałam w górę. Nowoczesny wierzowiec sięgał nieba. To tutaj zaczyna się pierwszy dzień reszty mojego życia. Uscisnełam serdecznie przyjaciółkę i z gracją wysiadłam z auta. W szklanych drzwiach jeszcze raz dokonałam oceny swojego wygladu. W niczym nie przypominałam tej rozwięzłej dziewczyny z piatku. Niebotycznie wysokie szpilki, dopasowana kremowa garsonka i gładki kok na czubku głowy. Tak, wygladałam jak milion dolarów.
Z przyklejonym usmiechem weszłam do budynku, kierujac się od razu w stronę recepcji po odbiór przepustki.
-Melania Black, to moj pierwszy dzień w Barca Enterprises  - szczupła szatynka spojrzała na mnie z usmiechem
-Witaj!Jestem Carry. Powodzenia pierwszego dnia. Gdybys potrzebowała czegos zawsze mnie tutaj znajdziesz- podała mi przepustkę. Jej błekitne jak niebo oczy tryskały radoscią.
-Melka. Miło mi Cię poznać i dziękuję - odpowiedziałam z wdzięcznoscia. Jeżeli wszyscy tutaj są tak sympatyczni to nie mam sie czym martwić. Radosnie przekroczyłam bramke wstepu i wcisnełam guzik przywołujący windę. Czekając na windę dołączyła do mnie kolejna szatynka. posłała mi szeroki usmiech na ktory odpowiedziałam i weszłysmy do windy. Niemal jednoczesnie wcisnełysmy 12 piętro i zasmiałysmy się.
- Ty też do PR? Nigdy wczesniej Cie nie spotkałam. Kate Mendoza - kobieta wyciągneła do mnie dłoń którą uscisnełam
-To moj pierwszy dzień. Melania Black, miło mi - nie wiem dlaczego poczułam się jak mała dziewczynka i poczułam ciepło na policzkach. Cholera teraz pewnie wygladam jak dupa pawiana z tym burakiem na twarzy, pomyslałam.
-Oh to Ty jestes tą naszą nową krwią? Cudownie. Może w końcu cos się zacznie dziać bo ostatnio straszną nudą wieje. Ostatnio chłopaki tak dobrze sie prowadzą,że nie mamy co robić - powiedziała z lekkim żalem. Kurczę to co ja tu robię? O ironio nie dosć,że sama prowadzę się jak szmata ciągnięta po ulicy to mam ustalać piar mi podobnym? Zasmiałam się w duchu. Życie to jednak przerwotna suka.
W towarzystwie nowej koleżanki przekroczyłam próg public relations w Barca Enterprises. Kate od razu poprowadziła mnie do naczelnego, ktorym okazał się facet w srednim wieku. Twarz miał łagodną a oczy pełne wesołych iskierek. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Wyobrażałam sobie kogos na kształt ojca, surowego z lodowatym wzrokiem. To było kolejne miłe rozczarowanie.
-Panna Black, nareszcie. Witamy w naszej ekipie. Stefano Lopez, miło mi poznać - mezczyzna z serdecznym usmiechem ruszył w moją strone i ku mojemu zaskoczeniu zamiast podać mi dłoń bezpardonowo mnie usciskał. Zaskoczenie na mojej twarzy  zauwazyli wszyscy obecni na co zasmiali sie łagodnie. O żesz czy umarłam i trafiłam do swiata gdzie panuje ludzka zyczliwosc i szczera sympatia?
Atmosfera jaka tu panowała sprawiła,że przestałam się denerwować prezentacją, którą miałam przedstawić na popołudniowym spotkaniu z jednym z klientów.
-Kate będzie Twoim opiekunem na początek. Jeżeli czegoś nie będziesz wiedziała lub potrzebowała idź do niej,to oczy i uszy naszego działu- rzekł Stefano po czym wszyscy rozeszli się do swoich obowiązków. Kate zaprowadziła mnie do mojego biurka po czym zaczeła mnie wprowadzać. Punkt 12 poszłysmy na lunch. Dołączyły do nas inne dziewczyny i z szybkiego lunchu przerodziło się to w babską plotkarska impreze. Dziewczyny bez skrępowania obgadywały wszystkich od obsługi po klientów. 
-Słyszałam,że ten brazylijczyk to nie złe ziółko-powiedziała dziewczyna z typową hiszpańska urodą. Długie, gęste czarne włosy i opalona skóra. Trochę za dużo kilogramów ale i tak jej sylwetka zachowywała proporcje. 
-Ale jakie gorace ziółko. Ah Melka jak Ci zazdroszczę że to Ty się nim zajmiesz- powiedziała Kate z rozmarzonym wzrokiem a mi urosła gula w gardle sygnalizująca powrot zdenerwowania. Miałam się zając piarem jednego z piłkarzy ale jakpierw musiał zaakceptować moje pomysły. Nic jeszcze nie było przesądzone. Usmiechnełam się blado do dziewczyn
-Chyba mi pomożesz Kate. Wiesz ja jeszcze zielona jestem- próbowałam ignorować wzbierający we mnie stres. A co jezeli ten piłkarz zignoruje moje pomysły?Moja pewnosć siebie malała.
-Mela pobladłas. Co się stało?-głos koleżanki z rozbawionego przybrał ton pełen szczerej troski. Była taka naturalna. 
-Trochę się denerwuje. Czy kiedys jakis klient odmówił współpracy?
-Będzie dobrze, masz swietny plan a on byłby głupcem gdyby nie chciał skorzystać.
Wróciłam do biura z dusza na ramieniu. Pocieszenia i wsparcie nie stłumiły mojego zdenerwowania. Czekałam na 14 jak na wyrok smierci. 
-Gotowa?-jak spod ziemi wyrósł przede mną moj przełozony. 
-Nie ale nie mam wyjscia - usmiechnełam się blado i ruszyłam za Stefano i Kate gniotąc w dłoniach dokumanty. Boże niech juz będzie piątek, musze rozładować ten stres, najlepiej z meskimi rękami w moich majtkach. I ponownie przed moimi oczami zaczeły się pojawiać fragmenty piątkowej nocy. Boże ja chyba zaczynam mieć objawy choroby psychicznej? Klepnełam się lekko w policzek by wrócić na ziemię. Weszłam do sali konferencyjnej, w której czekali już klienci. Na nasz widok wszyscy wstali i zaczeli się witać
-Prosze wybaczyć ale On jak zawsze się spóźnia. Ten chłopak pomimo,że jest bardzo dobrym zawodnikiem to nie ma żadnych zasad. Musi nam Pan pomóc go okiełznać, inaczej wszyscy na tym stracimy-wysoki brunet potarł czoło zmartwiony. Jego ..."wszyscy na tym stracimy" wywołało kolejną falę stresu. Boże to chyba nie bedzie łatwe zadanie jak poczatkowo sadziłam. Menager naszego piłkarza wziął ode mnie dokumanty i z nadzieją zaczął je przegladać. Co jakis czas usmiechał sie szerzej spoglądając na mnie. Oblałam się rumieńcem skrępowana. Siedziałam jak na jeżu próbując stłumić narastająca irytację. Czekalismy juz 15 minut a klienta nie było, co on sobie wyobraza?Skrajny brak odpowiedzialnosci, co za dureń, zwymyslałam go w myslach. 
Nagle drzwi sali się otworzyły i pojawił się. Przełknełam głosno sline i spojrzałam w kierunku wejscia. Stał w progu zadowolony z siebie w ciemnych okularach i pewnym siebie usmiechem. Zeby miał sniezno białe. Ruszył zgrabnym krokiem w kierunku Stefano witając się najpierw z nim, póżniej przeszedł do kolejnych osób. Nie sciągał okularów co swiadczyło o jego gburowatosci. Brychnełam w myslach - co za dupek!. Kiedy podszedł do mnie spojrzałam mu odważnie na twarz i az szlak mnie trafiał. Miałam ochotę zdzielić go w łep tak by spadły mu te ciemne okulary. 
-Witaj! -zaswiergotał a ja zagryzłam wargi na dzwięk jego głosu. Było w nim cos podniecającego. Poczułam ucisk w brzuchu ale postanowiłam zachować zimną krew.Faceta trzeba nauczyc kultury. Siegnełam do jego twarzy i sciągnełam mu okulary
-Tak lepiej. Teraz się moge z Toba przywitać - powiedziałam i o mal nie krzyknełam kiedy zobaczyłam te oczy. To jakis kurwa żart?!